Maraton Trzech Jezior
ładowanie strony

Cztery powody, dla których ten sezon Golden Trail Series był przełomowy

21 października 2024

Jest co najmniej kilka powodów, dla których tegoroczna seria GTWS zostanie w pamięci na długo. I nie chodzi wcale o wyniki finałowego biegu.

Tekst: Wojciech Teister
Zdjęcie: Youtube/Golden Trail Series

W tym tygodniu oczy biegowego świata skupiały się na finałowych rozstrzygnięciach Golden Trail Series. I choć startowała też Łemkowyna oraz rozgrywano również Satelitarne Drużynowe Mistrzostwa Świat Backyard Ultra, to pozwólcie, że w tym subiektywnym z natury podsumowaniu skoncentruję się na wydarzeniach ze szwajcarskiego Locarno. A może nawet nie tyle na tym, co działo się podczas dwóch finałowych biegów, a na kilku wnioskach, jakie nasuwają się w ramach podsumowania całego sezonu „złotego” cyklu. Ale, aby to zrobić, pozwólmy sobie najpierw na małą wycieczkę w przeszłość…

Pamiętacie ten sezon, pamiętnego roku Pańskiego 2018, gdy Salomon ogłosił po raz pierwszy organizację międzynarodowego cyklu biegów górskich, który miał zakończyć się wielkim finałem w wyjątkowej lokalizacji i zgromadzić na starcie najlepszych biegaczy górskich świata, tworząc coś na wzór trailowej Ligi Mistrzów?

Cykl oparto o 5 znanych i prestiżowych biegów na dystansie od mniej więcej półmaratonu do maratońskiego i szósty, egzotyczny finał w RPA. Zegama-Aizkorii, Mont Blanc Marathon, Sierre-Zinal, Pikes Peak Marathon, Ring of Steall Skyrace i finałowy Otter Trail. W światowych biegach górskich najmocniej świeciły wówczas takie gwiazdy jak Kilian Jornet, Marc Lauenstein, Sage Canaday, Stian Angermund czy Thibaut Baronian. I chociaż na Kilianie upływający czas zdaje się nie robić wrażenia, o wielu z dzisiejszych topowych trailowców nikt wtedy nie słyszał. Przed otwierającą historyczny, pierwszy sezon Goldena Zegamą nikt też spoza Polski nie słyszał o Bartku Przedwojewskim. Nic więc dziwnego, że jeszcze na długo po jego fenomenalnym trzecim miejscu na kultowym maratonie w Kraju Basków światowi komentatorzy tego sportu łamali swoje języki na wymowie trudnego nazwiska z dalekiej i raczej anonimowej w świecie trailu Polski.

Anonimowej, bo o ile w biegach ultra świetną reklamę robił nam Marcin Świerc, który kilka miesięcy wcześniej jako drugi przekroczył metę kultowego CCC (triumf w TDS-ie był dopiero przed nim) i medalistka MŚ z 2014 r. Magda Łączak, na krótkich trasach praktycznie nas nie było, a o pozycji takich potęg jak Hiszpania, Francja czy USA mogliśmy jedynie marzyć.

Dlatego wejście Bartka z impetem w wielki biegowy świat wraz z debiutem najbardziej profesjonalnej jak dotąd ligi w biegach górskich było dla nas wszystkim objawieniem, które spadło z nieba. Do dziś pamiętam te ciarki i emocje, jakie towarzyszyły mi w chwilach, gdy Bartek fenomenalnie finiszował na Zegamie, Maratonie du Mont Blanc czy finałowej trasie w RPA.

Od tego pamiętnego sezonu Golden na stałe zagościł w kalendarzu najważniejszych wydarzeń w tej dyscyplinie, wyprzedzając popularnością i poziomem sportowym choćby światową serię skyrunningu. Na stałe swoje miejsce w ścisłej światowej elicie znalazł też Bartek Przedwojewski, stając się niejako jedną z twarzy serii Goldena. Dwukrotnie wygrał cały cykl, regularnie stawał na podium najważniejszych biegów, zawsze dostarczał nam niesamowitych emocji.

Co ta piękna historia sprzed lat ma wspólnego z tegorocznym finałem? Ano wiele. Po pierwsze dlatego, że zgodnie z zapowiedzią Bartka, jego tegoroczny start był ostatnim sezonem rywalizacji na goldenowych trasach. Coś ważnego i pięknego się kończy. Po drugie dlatego, że jeśli spojrzymy na tegoroczny cykl i jego finałowe zwieńczenie i porównamy z tym, jak wyglądał pierwszy sezon GTWS, zobaczymy nie tylko, jak bardzo cykl ten się zmienił, ale też to, że rezygnacja Bartka z udziału w złotej serii nie oznacza, że Polska wypada z rywalizacji w tej Lidze Mistrzów. Bo dziś Biało-Czerwone barwy mają już w światowym trailu swoją silną pozycję. W tym sensie coś pięknego się zaczyna. Ale po kolei…

Cztery powody, dla których GTWS 2024 na długo zostanie w pamięci

Nie chcę w tym podsumowaniu koncentrować się wyłącznie na wynikach. Tegoroczna edycja była pod wieloma względami wyjątkowa i są co najmniej cztery powody, dla których nie boję się użyć określenia, że przełomowa.

Powód pierwszy: Dalsza profesjonalizacja trailu

W tym roku Golden po raz pierwszy został rozegrany w rozszerzonej formule. W ramach kwalifikacji miało odbyć się 8 biegów na trzech kontynentach. Po raz pierwszy seria zawitała w dalekiej Azji – otwierając sezon w Japonii i Chinach. Po raz pierwszy europejskie rozgrywki wyszły też poza kraje Starej Europy i jeden z biegów zaplanowano w Europie Środkowej, w naszych Tatrach, uwieńczając w ten sposób wieloletnie starania Marcina Rzeszótki, organizatora Tatra Skymarathonu. I chociaż przewalający się przez Tatry front burzowy pokrzyżował te plany, przerywając bieg kobiet i nie dopuszczając do startu mężczyzn, to mogliśmy na własnej ziemi poczuć atmosferę wielkiego biegania podczas prezentacji elity czy kibicowania wielu biegaczom światowej czołówki na trasie Tatra Trail. Tego doświadczenia nikt nam nie zabierze.

Drugi rok z rzędu biegi cyklu były też transmitowane na żywo lub relacjonowane w podsumowaniu na antenie Eurosportu.

Te zmiany pokazują, że cykl wymyślony przez Grega Volleta i organizowany na początku jako wydarzenie promocyjne jednego z producentów sprzętu, po kilku latach dorósł i zaczął żyć własnym życiem. Z wszystkimi tego konsekwencjami – od popularyzacji, przez profesjonalizację, po konieczność poszukiwania sponsorów gotowych wyłożyć znacznie większe pieniądze niż było to potrzebne jeszcze kilka lat temu. Choćby otwarcie serii na znacznie mniej znane niż europejskie odpowiedniki biegi z dalekiej Azji jest zresztą ruchem zbliżonym do tego, co kilka lat wcześniej zrobiło UTMB. Bo tętno świata, nie tylko biegowego, ale również biznesowego bije coraz mocniej właśnie w tamtej części globu. I chociaż biegacze z Azji (nie licząc rewelacyjnej w tym sezonie Chinki Miao Yao) szczególnie nie zachwycili, a atmosferze na Kobe Trail czy Four Sisters było daleko do tego, co dzieje się w Zegamie, Chamonix czy Kościelisku, jestem gotów postawić pieniądze na to, że za rok Golden do Azji wróci.

Powód drugi: Serce trailu bije już w Afryce

Ta profesjonalizacja wprowadza temat drugiego z powodów, dla których tegoroczny sezon Goldena zostanie na długo w pamięci. Jej efektem jest między innymi to, że ta „trailowa Liga Mistrzów” przestała być głównie domeną Europejczyków i biegaczy z Ameryki Północnej. Widać to po licznym udziale i bardzo wysokich miejscach szybkich jak rakiety zawodników z Afryki: już rok temu Kenijczycy zajęli drugie i trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej mężczyzn, ustępując miejsca jedynie Remiemu Bonnetowi. Ale w rywalizacji kobiet trzy pierwsze miejsca zajęły jeszcze Amerykanka Laukli, Szwajcarka Wyder i Rumunka Florea. W tym roku tak naprawdę od samego początku wśród mężczyzn walka o triumf toczyła się przede wszystkim między Marokańczykiem Elhousinem Elazzaoui, a biegaczami z Kenii z Patrickiem Kipngeno na czele. W ostatnim biegu biegacze z Afryki zajęli 5 na 6 pierwszych miejsc. Również wśród pań w generalce zwyciężyła Kenijka, a finałowy bieg był popisem jej koleżanki, która w tym roku dopiero zadebiutowała w biegu górskim, od razu wygrywając kultowy Sierre-Zinal.

Jak to wygląda w suchych liczbach? W rywalizacji mężczyzn na 9 rozegranych biegów tegorocznego Goldena zawodnicy z Afryki (Ellhousine i Kenijczycy) wygrali aż siedem. Tylko na Zegamie i w Zinal musieli uznać wyższość Kiliana, który jednak w Szwajcarii wygrał o niespełna dwie sekundy. W kilku startach w TOP 10 meldowało się 4-5 biegaczy z Afryki. Jeśli chodzi o współzawodnictwo kobiet – Kenijki wygrały sześć na dziewięć biegów.

Powód trzeci: Poziom z kosmosu

To niesie ze sobą silne wyśrubowanie poziomu sportowego. W wielu wyścigach o zwycięstwie decydowały dosłownie sekundy: fenomenalna ucieczka Kiliana przed Kiriago w Zinal czy Elhousina przed Patrickiem Kipngeno w Mammoth Lake, gdzie drobny błąd i kamień w torze biegu nie pozwolił Kenijczykowi wyprzedzić rywala na ostatnich metrach przed metą, to tylko niektóre z przykładów. Czasami minuta różnicy na mecie mieściła kilkunastu kolejnych finisherów.

W tym sezonie w pełnym wymiarze zobaczyliśmy to, co przewidywano od lat: wraz z profesjonalizacją biegów górskich karty zaczną rozdawać biegacze kenijscy. Szczególnie, jeśli trafi się akurat mniej wymagająca technicznie trasa. Chociaż i na trudnej ścieżce Kobe Trail wygrał przecież Kipngeno.

To pozwala postawić również pewną idącą dalej tezę: jeśli komuś się wydawało, że ewentualne wprowadzenie trailu na igrzyska będzie oznaczało łatwą szansę medalową, to się mylił. To, co oglądaliśmy w tegorocznym cyklu Goldena jest przedsmakiem tego, jak może wyglądać trail w wydaniu olimpijskim.

Powód czwarty: Polska wśród najmocniejszych nacji

Ale tym, co zostanie nam, polskim kibicom w sercu najdłużej, jest silna, fantastyczna obecność polskiego środowiska trailowego: Bartek Przedwojewski i Marcin Kubica w TOP 10 tuż przed wielkim finałem, Marcin Rzeszótko i Dominik Tabor, którzy znaleźli się w czołowej trzydziestce klasyfikacji generalnej, Rafał Matuszczak, który zaliczył świetny bieg w prologu i bardzo dobrze prezentował się na trasie ostatniego biegu, ale zabrakło szczęścia, bo skręcił kostkę. To wszystko pokazuje wyraźnie, że dogoniliśmy (a może i przegonili) wiele europejskich potęg w tym sporcie. Do tego fantastyczne wejście do trailu Weroniki Matuszczak i całkiem udany prolog w wykonaniu Patrycji Stanek, a obie te zawodniczki są przecież dopiero u progu swojej kariery w tej dyscyplinie. Wyobrażacie sobie takie bogactwo biało-czerwonych barw w światowej serii jeszcze dwa, trzy lata temu? Chyba jedynie pod szwajcarską flagą. I do tego pierwsze zawody GTWS zorganizowane w Polsce. To wszystko sprawia, że nikt nie patrzy już w tej dyscyplinie na Polskę jak na egzotyczny kraj, ale jesteśmy w tej zabawie naprawdę mocnymi graczami.

Naszej trailowej husarii pozostaje pogratulować i podziękować za tak wiele wspaniałych emocji, jakich nam dostarczyliście w tym roku. To był niezwykły sezon, o jakim kilka lat temu nawet nie marzyliśmy.

I nie sposób nie wspomnieć tutaj ogromnej roli trenera Andrzeja Orłowskiego, który przecież nie tylko prowadzi prawie wszystkich z wymienionych tutaj zawodników, ale również jest człowiekiem organizującym w logiczną całość polskie środowisko biegów górskich.

Teraz pozostaje chyba nieco schłodzić emocje na okres roztrenowania i zmagazynować sporo energii na kolejny sezon. Bo zapowiada się na przyszły rok wyborna, sportowa uczta, w której biało-czerwone barwy mogą pojawiać się naprawdę często. I nie mam żadnych wątpliwości, że najlepsze pod tym względem jeszcze przed nami.


Wyniki całego cyklu 2024 (mężczyźni):

  1. Elhousine Elazzaoui – 1000 pkt
  2. Patrick Kipngeno – 940 pkt
  3. Remi Bonnet – 896 pkt

    7. Bart Przedwojewski – 719 pkt
    13. Marcin Kubica – 644 pkt
    24. Marcin Rzeszótko – 433 pkt
    30. Dominik Tabor – 344 pkt.


    Wyniki serii 2024 (kobiety):
    1. Joyce Njeru – 964 pkt
    2. Judith Wyder – 814 pkt
    3. Malen Osa – 769 pkt.

    W rywalizacji finałowej Golden Trail National Series fantastyczne trzecie miejsce w łącznej klasyfikacji prologu i biegu finałowego zajęła Weronika Matuszczak:
    GNTS (kobiety)
    1. JAEL MORALES OSEGUERA (MEX – GTNS MEXICO): 2:57:13
    2. SILVIA SCHWAIGER (SVK – GTNS DACH): 3:00:13
    3. WERONIKA MATUSZCZAK (POL – GTNS CZE/SVK/POL): 3:01:38

    Finałowego biegu nie ukończyli ze względu na kontuzje Patrycja Stanek i Rafał Matuszczak.

[Chcesz więcej ciekawych treści? Obserwuj nas na Facebooku i Instagramie]

PRZECZYTAJ TEŻ:


    Leave a comment